Petersburskie senne widziadła
Niemalże nie spotykało się wśród nich chorób, chociaż była śmierć, ale starzy ludzie umierali cicho, jakby zasypiając, otoczeni żegnającymi ich ludźmi, błogosławiąc ich,
uśmiechając się do nich, odprowadzani z kolei ich pogodnymi uśmiechami.
Bólu, łez przy tym nie widziałem, była tylko miłość spotęgowana aż do zachwycenia, lecz zachwycenia, jakie daje spokój, spełnienie, kontemplacja.
Można było pomyśleć, że obcują jeszcze ze swymi zmarłymi i że ziemska łączność z nimi nie została zerwana przez śmierć.
Prawie nie rozumieli mnie, kiedy pytałem ich o wieczny żywot, ale widocznie byli bezwiednie tak pewni jego istnienia, że nie było to dla nich problemem.
Nie mieli świątyń, ale mieli jakąś powszednią, żywą i nieustanną więź z Całością wszechświata;
nie mieli wiary, mieli natomiast pewność, że gdy się wyczerpie ich
radość ziemska do ostatecznych ziemskich granic, wówczas zaznają wszyscy, żyjący i umarli, jeszcze większej wspólnoty z Całością wszechświata.
Oczekiwali tego momentu z radością, wszelako nie spiesząc się, nie tęskniąc za nim, lecz mając go już jakby w przeczuciach serca swojego, o czym wieści podawali sobie nawzajem.
Wieczorami, udając się na spoczynek, chętnie tworzyli zgodne harmonijne chóry.
W pieśniach tych przekazywali wszystkie wrażenia, których dostarczył im odchodzący dzień, sławili go i żegnali się z nim. Opiewali przyrodę, ziemię, morze, lasy.
Lubili składać pieśni o sobie i wychwalali się też nawzajem, jak dzieci; były to całkiem proste pieśni, ale wylewały się z serca i przenikały serca.
Zresztą nie tylko w pieśniach — rzekłbyś, całe życie spędzali jedynie na wzajemnym podziwianiu się. Było to jakieś powszechne zakochanie, całkowite, wszechogarniające.
Ale niektórych pieśni, uroczystych, ekstatycznych, prawie zupełnie nie rozumiałem. Rozumiejąc słowa, nigdy nie umiałem przeniknąć całego ich sensu.
Pozostawał jakby niedostępny mojemu umysłowi, natomiast serce moje wchłaniało go bezwiednie, coraz to bardziej.
<<Poprzednia 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 32 | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | 43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | 51 | 52 | 53 | 54 | 55 | 56 | 57 | 58 | 59 | 60 | 61 | 62 | 63 | 64 | 65 | 66 | 67 | 68 | 69 | 70 | 71 | 72 | 73 | 74 | 75 | 76 | 77 | 78 | 79 | 80 | 81 | 82 | 83 | 84 | 85 | 86 | 87 | 88 | 89 | 90 | 91 | 92 | 93 | 94 | 95 | 96 | 97 | 98 | 99 | 100 | 101 | 102 | 103 | 104 | 105 | 106 | 107 | 108 | 109 | 110 | 111 | 112 | 113 | 114 | 115 | 116 | 117 | 118 | 119 | 120 | 121 | 122 | 123 | 124 | 125 | 126 | 127 | 128 | 129 | 130 | 131 | 132 | 133 | 134 | 135 | 136 | 137 | 138 | 139 | 140 | 141 | 142 | 143 | 144 Nastepna>>