Petersburskie senne widziadła
Żeby, jak wyjdzie i przemówi tym swoim łamanym językiem, to żeby chłop nie śmiał nawet popatrzeć na niego, a tylko w pas by się kłaniał i powtarzał: »Słucham, dobrodzieju,
Karolu Iwanyczu«. — Nie, gdzie nam do czegoś takiego! Najwyżej zostać maklerem...
Lecz i ten pomysł okazał się nieodpowiedni.
Długo myślał Piotr Iwanycz i doszedł wreszcie do wniosku, że tak czy owak rzucenie pracy jest niekorzystne, rujnujące, słowem, nierozsądne pod każdym względem.
Toteż postanowił, acz z ciężkim sercem, pójść do urzędu. Niech się dzieje co chce! Może nie będzie nic złego, może mu się tylko przywidziało, a naprawdę nic nie zaszło!
W końcu doszedł nawet do wniosku, że może to i dobrze, że naczelnik zobaczył go na ulicy — kto wie, może się nim zainteresują, dadzą mu jednorazową zapomogę?
— Tak, tak!
— powtarzał Piotr Iwanycz. — Nawet dobrze się stało, faktycznie — a jednocześnie czuł, że ciarki mu biegną po plecach.
Trzy dni zeszły mu na kurowaniu różnych stłuczeń i sińców i na utwierdzaniu się w szlachetnej decyzji, by nie tracić animuszu, pamiętać, że Bóg nas doświadcza na tym padole
łez dla zwiększenia naszej odwagi duchowej i że człowiekowi nie byłaby zgoła potrzebna nieśmiertelna dusza, gdyby się załamywał w obliczu nieszczęścia.
Na czwarty dzień postanowił iść do urzędu.
Ale wtedy ogarnął go taki strach, że dosłownie z miejsca ruszyć się nie mógł i przez kilka godzin siedział całkiem gotów, umyty, ogolony, z teczką pod pachą — siedział jak
przykuty do krzesła, patrząc bezmyślnie na jakieś trzy głowy, rajcujące w przeciwległej bramie.
Kiedy się opamiętał, była już prawie dwunasta.
— Za późno — powiedział do siebie z tajoną radością. — Widać jutro dopiero! — i w tej samej chwili porwał czapkę, włożył płaszcz i kalosze i wybiegł z domu.
Biegł niesłychanie szybko, na nic nie zwracając uwagi, nawet nie zaglądając do okien, chociaż lubił zaglądać do okien, bo wiedział, że zajrzawszy przez okno można czasem
zobaczyć ciekawe rzeczy.
<<Poprzednia 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 32 | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | 43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | 51 | 52 | 53 | 54 | 55 | 56 | 57 | 58 | 59 | 60 | 61 | 62 | 63 | 64 | 65 | 66 | 67 | 68 | 69 | 70 | 71 | 72 | 73 | 74 | 75 | 76 | 77 | 78 | 79 | 80 | 81 | 82 | 83 | 84 | 85 | 86 | 87 | 88 | 89 | 90 | 91 | 92 | 93 | 94 | 95 | 96 | 97 | 98 | 99 | 100 | 101 | 102 | 103 | 104 | 105 | 106 | 107 | 108 | 109 | 110 | 111 | 112 | 113 | 114 | 115 | 116 | 117 | 118 | 119 | 120 | 121 | 122 | 123 | 124 | 125 | 126 | 127 | 128 | 129 | 130 | 131 | 132 | 133 | 134 | 135 | 136 | 137 | 138 | 139 | 140 | 141 | 142 | 143 | 144 Nastepna>>