Petersburskie senne widziadła
I przywidziała mi się wówczas inna historia, w jakichś ciemnych kątach, jakieś tytularne serce, uczciwe i czyste, cnotliwe i oddane zwierzchnikom, a razem z nim jakaś dzieweczka,
skrzywdzona i smutna, i głęboko zraniły mi serce ich dzieje. Gdyby zebrać cały ten tłum, który przyśnił mi się wówczas, wyszłaby z tego niezgorsza maskarada...
Teraz — o, teraz jest inaczej. Teraz śni mi się może nawet to samo, ale w innych kształtach, chociaż i starzy znajomi pukają niekiedy do moich drzwi.
Niedawno przyśniło mi się coś takiego: był sobie pewien urzędnik, ma się rozumieć w pewnym departamencie.
Ani protestu, ani głosu nigdy nie dobywał z siebie; nie miał żadnych przewinień. Bielizny na sobie też prawie nie miał; mundur przestał spełniać swe przeznaczenie.
Chodził ten mój dziwak zgarbiony, patrzył w ziemię, a kiedy wracając z urzędu do domu, na Petersburską, trafiał na Newski, to na pewno nigdy nie było na Newskim istoty
pokorniejszej i bardziej bezbronnej, tak że stangret, który go kiedyś zdzielił batem — ot, tak sobie, z czułości, gdy przebiegał przez naszą wspaniałą ulicę — popatrzył nań
niemal z podziwem, bo uderzony nie zwrócił nawet głowy w jego stronę, nie mówiąc już o wyłajaniu.
W domu miał nasz urzędnik starą ciotkę, która urodziła się z bólem zębów i obwiązanym policzkiem, gderzącą żonę i sześcioro dzieci.
Kiedy wszyscy domownicy żądali chleba czy koszul, on sobie siedział w kąciku za piecem, nie odzywał się ani słowem, przepisywał urzędowe papiery lub milczał uparcie, wbiwszy oczy
w ziemię i coś do siebie szepcząc, jakby prosił Boga o odpuszczenie grzechów. Wreszcie matce i dzieciom zabrakło cierpliwości.
Mieszkali na facjatce drewnianego domku, którego połowa już się zawaliła, a druga mogła się lada chwila zawalić.
Kiedy ich łzy, wymówki, udręki osiągnęły wreszcie szczyt, biedak podniósł nagle głowę i przemówił jak oślica Balaama, ale wyrzekł słowo tak dziwne, że go zabrano do domu
wariatów.
<<Poprzednia 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 32 | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | 43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | 51 | 52 | 53 | 54 | 55 | 56 | 57 | 58 | 59 | 60 | 61 | 62 | 63 | 64 | 65 | 66 | 67 | 68 | 69 | 70 | 71 | 72 | 73 | 74 | 75 | 76 | 77 | 78 | 79 | 80 | 81 | 82 | 83 | 84 | 85 | 86 | 87 | 88 | 89 | 90 | 91 | 92 | 93 | 94 | 95 | 96 | 97 | 98 | 99 | 100 | 101 | 102 | 103 | 104 | 105 | 106 | 107 | 108 | 109 | 110 | 111 | 112 | 113 | 114 | 115 | 116 | 117 | 118 | 119 | 120 | 121 | 122 | 123 | 124 | 125 | 126 | 127 | 128 | 129 | 130 | 131 | 132 | 133 | 134 | 135 | 136 | 137 | 138 | 139 | 140 | 141 | 142 | 143 | 144 Nastepna>>